Od dawna chodziło mi po głowie, żeby założyć firmę. Tylko wcześniej nie musiałam, więc się z tym nie śpieszyłam. Pracowałam jako copywriter freelancer i nie narzekałam: ani na brak zleceń, ani na pensję, ani na swoją pracę. Pisanie zawsze było dla mnie proste, choć wcale nie była to rzecz dana od Boga. Może i miałam jakiś malutki talent ma początku, który – przez lata – udawało mi się pomału rozwijać. Ale to nie była zabawa i to nie było łatwe. A było to tak…
Przebłyski talentu i zimny prysznic
„Ładnie piszesz…”
Kiedy świeżo po studiach przygotowałam swój pierwszy artykuł naukowy, dałam go do przeczytania doświadczonej redaktorce. Zwróciła mi go z komentarzem: „Ładnie piszesz, kilka drobnych rzeczy Ci poprawiłam”. Urosłam z dumy. Gdy jednak otworzyłam worda, moim oczom ukazał się tekst pełen poprawek wprowadzonych na czerwono. Możecie sobie wyobrazić, jak wtedy zrzedła mi mina. Zabrałam się z mozołem za lekturę, by szybko stwierdzić, że – faktycznie – poprawki były niby drobne, ale wprowadzone dokładnie tam, gdzie potrzeba, by tekst stał się bardziej błyskotliwy, bardziej melodyjny, bardziej dobitny. „Trzeba się jeszcze wiele nauczyć” – pomyślałam sobie. Od tej pory zaczęłam pisać i sczytywać swoje teksty tak, jak to zrobiła tamta redaktorka z moim.
Gdzie postawić przecinek?
Po ukończeniu studiów polonistycznych ze specjalnością wydawniczo-edytorską, czułam się całkiem pewnie i brałam zlecenia jako korektorka, które – ponoć – wykonywałam całkiem nieźle. Jakież było moje zdumienie, gdy podczas jednej z konsultacji promotor mojego doktoratu zwrócił mi uwagę, że niepoprawnie wstawiam przecinki i zasugerował przejrzenie słownika interpunkcyjnego. Do słownika nie zajrzałam (przecież to umiem!), tekst przeleciałam wzrokiem (przecież jest dobrze!), dodałam może dwa przecinki tu i tam, i ponownie wysłałam tekst promotorowi. Nasze całe kolejne spotkanie mój promotor poświęcił na analizę interpunkcyjną całego rozdziału (za co jestem mu ogromnie wdzięczna), pokazując mi czarno na białym, że wielokrotnie oddzielałam przecinkiem podmiot od orzeczenia lub gubiłam przecinki w wypowiedzeniach wielokrotnie złożonych. Dziw, że wówczas nie spaliłam się ze wstydu na miejscu, ale gwarantuję Wam, że niewiele brakowało. Nie muszę mówić, że słownik interpunkcyjny zagościł na stałe na moim biurku.

Z osobami, które najbardziej mnie inspirowały i wciąż najbardziej inspirują: prof. dr hab. Pawłem Stępniem i dr hab., prof. PAN Krzysztofem Mrowcewiczem. Najlepszy coach jest zawsze w tle, ale bez niego nigdy nie byłoby wyniku.
Słowa kluczowe – SEO copywriting
Pracowałam zawodowo dla pewnej poważnej polskiej firmy, a do moich obowiązków należało tworzenie tekstów na strony internetowe. Miały to być artykuły zawierające słowa kluczowe. Jakieś słowa kluczowe wprowadzałam, ale robiłam to bardziej na wyczucie niż ze świadomością, co i dlaczego robię. Na efekty nie trzeba było bardzo długo czekać – audyt agencji SEO wykazał, że w niewystarczającym stopniu wykorzystujemy potencjał słów kluczowych. Wiecie, co wtedy zrobiłam? Przestudiowałam audyt nie tylko w zakresie, który bezpośrednio dotyczył mojej pracy, lecz CAŁY – od deski do deski. Otworzyły mi się oczy na wiele rzeczy, a następnie nauczyłam się wszystkich narzędzi i sposobów, których używała tamta agencja SEO (także tych, o których mi nie powiedzieli; po prostu dekonstruowałam system). Pierwszy zestaw tekstów przygotowany po wykonaniu tej pracy nad sobą, a przesłany do audytującej nas agencji do sprawdzenia, spotkał się z następującym komentarzem: „Kto Wam to pisał? Jesteście w dobrych rękach”. To był początek nowej drogi, której efektem jest – w przypadku stron, którymi się opiekuję – wynik TOP 5, a nawet TOP 3 zaledwie po… trzech tygodniach od wstawienia nowego tekstu. Jestem ciekawa, czy znacie agencję, która jest Wam w stanie zagwarantować podobne wyniki.

Klient nr 1: Historia widoczności – 949 słów kluczowych w TOP 3 (stan na dzień: 15.09.2020)

Klient nr 2: Historia widoczności: 313 słów kluczowych w TOP 3 (stan na dzień: 15.09.2020)
Co łączy te sytuacje?
Wiele.
- Moja początkowa nieświadomość (nieświadoma niekompetencja), która pozwalała czuć się dobrze w obszarach, w których tak naprawdę nie byłam wystarczająco dobra.
- Bolesne przejście do etapu świadomej niekompetencji, które dobrze opisuje powiedzenie: „Król jest nagi”, połączone z uczuciem wstydu, zażenowania, frustracji i sportowej złości.
- Ogromny wysiłek, by stać się naprawdę ekspertem w danej dziedzinie, czyli godziny, dni, tygodnie, lata spędzone przed ekranem komputera. Poszukiwanie lektur i wzorów. Analizy i dekonstrukcje, konsultacje z lepszymi ode mnie, próby i błędy, wszystko, co trzeba zrobić, aby przeskoczyć swoje braki i osiągnąć wyższy stopień wtajemniczenia.
- „Świadoma kompetencja”, a w pewnych obszarach być może nawet „nieświadoma kompetencja”, czyli mistrzostwo (choć – w pewnym sensie – bronię się przed tym ostatnim, by nie doświadczyć „klątwy doświadczenia”).
Drogi i manowce
Każde z tych doświadczeń (i mnóstwo innych, o których tu nie wspominam), było rodzajem nowej drogi, u podstaw której stały:
- wyzwanie
- inspiracja
- zapał
- ciężka praca.
Wychodząc poza strefę komfortu i zadowolenia z własnego aktualnego „ja”, musiałam wykonać tytaniczny wysiłek, doświadczać złości, frustracji i zwątpienia, by w końcu stać się lepszą od siebie. Te nowe drogi czasami prowadziły donikąd, czasami zdarzało mi się coś rzucić, czasami straciłam czas na pewne rzeczy. Ale część z nich doprowadziła mnie do poziomu eksperckiego i to w obszarach, w których początkowo wcale nie zamierzałam zostać ekspertem. U podstaw tego efektu stało przekonanie, że albo się coś rozumie w pełni, albo się tego wcale nie rozumie. Zainspirowana przykładem osób lepszych ode mnie, po prostu na tyle głęboko wchodziłam w temat i rozkładałam go na czynniki pierwsze, że – chcąc nie chcą – stawałam się ekspertem.
W szponach nałogu
Psychologia ma na to swoje określenie: „osobowość nałogowa”. Tak, byłam i jestem nałogowcem, więc – współpracując ze mną – liczcie się z tym, że mogę być na głodzie. Tak, od zawsze, gdy mnie coś zainteresowało, poświęcałam temu całą siebie. Tak, w efekcie – na przestrzeni kilku lat – z dobrze rokującego żółtodzioba przeistoczyłam się w skutecznego copywritera, ze skutecznego zwykłego copywritera – w SEO copywritera z wynikami TOP 1,3,5, ze skutecznego SEO copywritera w projektanta serwisów www i pozycjonera stron internetowych, a teraz… hmm… to na razie tajemnica.

Czas „ostrzenia piły” to – w moim przypadku – czas spełniania marzeń. Lubię wyjeżdżać tam, gdzie internet nie sięga. Wracam zawsze ze świeżą głową i niesamowitą energią do pracy.
Tego bardziej nie można było spaprać
Spaprałam kiedyś pewną rozmowę kwalifikacyjną i do dziś tego żałuję. Podczas tej rozmowy, rekruterka (to złe słowo w tym przypadku), zapytała mnie: „Jakie jest Pani DLACZEGO?”, a potem powiedziała zdanie, które dało mi do myślenia: „Dlaczego Pani nie założyła własnej firmy? Nie wiem, czy gdybyśmy Panią zatrudnili, to nie ograniczylibyśmy w ten sposób możliwości Pani rozwoju”. Spaprałam to, jak tylko można było spaprać. Nie wykonałam zadania rekrutacyjnego. Nie chodzi o to, że wykonałam je źle. Po prostu w ogóle go nie wykonałam. Coś nieprzewidzianego wydarzyło się wówczas w moim życiu i nie byłam w stanie wtedy tego zrobić. Oczywiście sprawy osobiste nie powinny być wymówką. Powinnam była zachować się inaczej. Spaprałam to.
………………………………………………………………………
………………………………………………………………………
………………………………………………………………………
Ale założyłam firmę.
………………………………………………………………………
Na początku było SŁOWO…
Nosiłam się z tym zamiarem od dłuższego czasu i naprawdę już dawno miałam założyć firmę. Pracując od 15 lat jako szczęśliwy freelancer, doszłam po prostu do wniosku, że czas na nowy etap – działalność na większą skalę. Czas na firmę. Tylko nie wiedziałam, jak ją nazwać. A wiedziałam, czy raczej czułam, że to musi być nazwa, która definiuje mnie i całościowy sposób mojego działania, a nie jakiś fragment mojej osobowości czy wybrane kompetencje.
W międzyczasie stałam się ekspertem od SEO i założyłam freelancerską stronę internetową, którą nazwałam po prostu: www.contentcopywriting.pl – to nie najlepsza nazwa, ale człowiek całe życie się uczy. Wkrótce założyłam też stronę na Facebooku, którą nazwałam „Content Marketing i Biznes Consulting” – znów nie najlepsza nazwa (szewc bez butów chodzi), ale przynajmniej trochę lepiej opisująca moją działalność.
Dobrze mi się myśli, gdy otacza mnie przyroda. Wiele rzeczy układa mi się w całość. Wiele pomysłów przychodzi mi do głowy. Doznałam olśnienia, gdy wracałam z gór: Biznes Inspiracje. To nazwa odpowiednia dla mojej firmy.
– Nie jestem tylko copywriterem, choć jestem ekspertem copywritingu.
– Nie jestem tylko SEO copywriterem, choć jestem ekspertem SEO copywritingu.
– Nie jestem tylko pozycjonerem stron www, choć jestem w tym ekspertem.
Każdą z tych dziedzin opanowałam – przez lata ciężkiej pracy – w stopniu mistrzowskim, ale w żadnej z tych dziedzin nie chcę się zamykać. „Robisz to najlepiej i nie chcesz? Dlaczego nie chcesz nazwy, która by to odzwierciedlała?” – pytali znajomi. Nie mogłam długo wymyślić nazwy dla swojej firmy, ponieważ – podświadomie – nie chciałam, aby nazwa działała na mnie ograniczająco.
Iskra
Nieustanna, naprawdę nieustanna chęć, by wciąż się uczyć i pasja do ciągłego doskonalenia się to jest coś, co mnie definiuje. Jak również endorfiny, jakie daje mi „zapłon” (przeczytajcie Kod talentu, a będziecie wiedzieć, o co chodzi) oraz flow, jakie czuję, zapalając innych do zmiany. To są rzeczy, które nie pozwalają mi stać w miejscu.
Sposób, w jaki pracuję z klientami i moimi wspaniałymi współpracownikami, oraz to, w jaki sposób rozszerzam moją ofertę, wynikają z tego, że moją pasją jest uczenie się i nauczanie, a także inspirowanie innych, by stawali się lepsi od siebie. (Dlatego pilnuję się, by – nawet jeśli wkroczę do cudownego kosmosu „nieświadomej kompetencji” w jakiejś dziedzinie, nie zatracić umiejętności wyjaśniania krok po kroku procesu, który do tego miejsca prowadzi.)
Jak to wszystko przekłada się na biznes?
Pracuję w taki sposób, aby moi klienci i współpracownicy świadomie wybierali nie tylko rozwiązania, które po prostu sprawią, że „zaczną zarabiać więcej”, ale by poczuli się, robiąc to, uskrzydleni. Wyraża się to często w stwierdzeniu: „Dokładnie o coś takiego mi chodziło”, albo „Wreszcie rozumiem!”. To pierwszy krok, by rozpalić w kimś chęć, by chciał stać się lepszy od siebie. By wykroczył poza stosowane dotychczas rozwiązania. By dostrzegł, co go ogranicza. By wykonał ruch, który zburzy status quo. By uruchomił w sobie (i swej firmie) – z moją niewielką pomocą – „spiralę rosnącej łatwości”. I by zastąpił nią listę piętrzących się trudności. Właśnie po to powstała firma Biznes Inspiracje.
Przyznacie, że wykracza to sporo poza copywriting?
Takie jest moje DLACZEGO.
*
Stworzyłam firmę, w której już teraz pracują i z którą współpracują najlepsi. Firmę, która ma dawać nieustanne możliwości rozwoju mnie i moim współpracownikom, i – oczywiście – naszym klientom. Nie mamy klasycznego biura. Współpracuję z nieprawdopodobnie twórczymi osobami, mieszkającymi w różnych częściach Polski. Operujemy w jakości typu Premium, nic innego nas nie interesuje. Odległość nie jest dla nas przeszkodą, równie dobrze moglibyśmy pracować na różnych planetach, bo „poznacie ich po owocach” (Mt 7, 20). Jeśli czujesz, że możesz wnieść coś wartościowego do naszego zespołu i zmienić nas na lepsze, napisz do mnie, jakie jest Twoje DLACZEGO.
